hildegarda hildegarda
121
BLOG

Wiosna, muzyka, porządki

hildegarda hildegarda Rozmaitości Obserwuj notkę 26

Siedzę, popijam sobie kir zrobiony z tokaju kupionego za pół ceny w upadłym Korkociągu (kto żyw, niech pędzi na Emilii Plater, gdzie za grosze wyprzedają cudowne węgierskie wina). Pan B. wrócił właśnie z pracy, gdzie najpierw uczył przez X. godzin fizyki, a potem siedział ze studentami nad ich pracami dyplomowymi. Ja w tym czasie – sprzątałam. Sprzątałam całą bożą sobotę, czego najszczerzej, najserdeczniej nieznoszę. I zwykle nie robię. –Będę musiała zatrudnić jakąś miłą Ukrainkę – mówię do pana B.

-        Mam słabość do Ukrainek, zatrudniaj – mówi on, który w połowie krwi swej jest Ukraińcem.
Jeszcze czego. Będę sprzątać sama.
 
Fajny był to tydzień. To znaczy, intensywny jak cholera, ale fajny. W poniedziałek poszłam posłuchać Paco de Lucii i odleciałam ze szczęścia. Z wszystkich muzyk świata, flamenco jest tym dźwiękiem, który budzi mnie i niezależnie od stanu skupienia, doprowadza do wrzenia. Był tam tancerz. Wyglądał jak podpasiony rockers i ja, która stworzyłam sobie w głowie obraz tancerza flamenco na podstawie filmów Saury – gdzie stukają obcasami mężczyźni ciency jak kreseczki, o sępich, wyniszczonych przez namiętność twarzach - zdziwiłam się, że taki też być może. Nie umiem opisać tego tańca, był jak płomień. Moja Małgosia, do której chodziłam na flameco, mówiła, że tancerze są dlatego tak bardzo męscy, że pozostają całkowicie nieruchomi w biodrach. Odwrotnie kobiety.
A wczoraj wybrałam się ze zdolną, mądrą, piękną, wybitnie inteligentną i dobrą Kasią T. na Rockię Traore. Wolałabym słuchać tej muzyki będąc mniej zmęczoną, ale co począć. Praca wysysa ze mnie wzrok, słuch i ogólną wrażliwość. Ktoś kiedyś pójdzie za to do piekła. Nie chciałabym wskazywać palcem (obawiam się, że może to być również grzech śmiertelny), ale mam swoje typy.
Koncert – w sensie organizacji, nagłośnienia, miejsca – tragiczny (w Palladium to było; pomyśleć że rewelacyjny Paco de L. kosztował tyle samo i nikt mu nie odciął mikrofonu w trakcie występu), jednak sama artystka - zachwycająca. Mam płytę, dziś jej słuchałam, żeby przedłużyć wczorajsze wrażenia, jednak to nie to: na żywo głos jej jest wibrujący, przenikliwy, dociera głębiej. Wyczyszczone nagranie tego nie pokaże. No i na sam koniec, na bis Rockia oraz jej jednoosobowy chórek kobiecy odtańczyły jakiś fantastyczny murzyński taniec (pochodzą z Mali). I tu dygresja. Wywołana tym, że mniej więcej od listopada do początku marca się odchudzałam i jestem tym wykończona, choć odniosłam pewien sukces. Otóż podobno murzyńskie kobiety uważają, że im są obfitsze w kształtach, tym atrakcyjniejsze. I gdy osiągają matuzalemowy wiek zaczynający się na cztery i kończący na zero (który ja sama osiągnę we wrześniu), czują się najpiękniejsze i najbardziej ponętne na świecie. Ech, czasem człowiek żałuje, że nie urodził się pod inną szerokością geograficzną, gdzie babki jakoś przychylniej na siebie patrzą... Ale wracając do wczorajszego koncertu. Taniec dziewczyny – chórku był czymś tak fantastycznym, zmysłowym, kobiecym, pełnym energii i zachwytu z tego że jest się kobietą i wyciąga całą możliwą radość życia z ziemi, słońca, kwiatów, tańca i wszelkiej obfitości, że pomyślałam sobie, iż jest to właśnie jest ta forma feminizmu, pod którą się podpisuję wszystkimi palcami rąk i nóg. I jeszcze nosem.
 
Odmówiłam w tym roku organizowania pierwszego i drugiego dnia świąt. U nas będzie tylko pierwszy. Drugiego dnia idę słuchać mazurków do podziemia kamedulskiego, w Lasku Bielańskim. A w połowie kwietnia czeka mnie Nohavica. Którego kocham miłością prawdziwą.
Jutro natomiast jedziemy z panem B. na niedzielę palmową do Łysych na Kurpie. Zawsze o tym marzyłam i, jak widać, marzenia się spełniają.
Wracając do sprzątania. Mojemu ojcu, który nigdy nie był małostkowy, odbiło pod wpływem zakochania. Jego cudowna Francuzka przyleciała z Neapolu i posprzątała mu mieszkanie, a on o tym mówi jak o największym dowodzie miłości . Słucham tego i myślę o mojej mamie, która umierając pisała instrukcje obsługi pralki, adresy fachowców od różnych sprzętów, i która ostatnim wysiłkiem kisiła ogórki. Tak, sprzątanie może być najwyższym dowodem miłości. Dlatego przez dwie godziny myłam dziś okno w gabineciku pana B. Wiedziałam, że nie będzie zadowolony i oczywiście nie był (naruszłam jego przestrzeń). Powiedział: bo ty nie umiesz tego robić.
Miał rację.
 
 
hildegarda
O mnie hildegarda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości