hildegarda hildegarda
102
BLOG

Łyżka i rosół

hildegarda hildegarda Rozmaitości Obserwuj notkę 9

 

Mój kochany pan B. ma mi za złe, że piszę tu wyłącznie o mojej babci i mamie, ale – trudno mi inaczej, skoro woła mnie krąg kobiet. Skokiem w dojrzałość był dla mnie moment, w którym urodziłam córkę, dopiero wtedy poczułam się matką, pełną kobietą. A przecież miałam już wcześniej dwóch synów. Nie mówię, że posiadanie córki jest „warunkiem koniecznym i niezbędnym” dla czegokolwiek. Mówię, jak to było ze mną. No i kiedy właśnie zaczęłam się czuć sobą na swoim miejscu, w tym pochodzie dam dzierżących pochodnię i miecz, to dwa ogniwa przede mną – babka i matka – odeszły, a ja zostałam sama na czele korowodu. Przede mną tylko wieczność, a za mną drepcze moja pyzata i roześmiana Barbara Cecylia, która wymaga i oczekuje. I kicha: jako wsparcie mam tylko świętych obcowanie. Ale to dygresja wstępna – żeby się wytłumaczyć przed panem B.
 
Jestem tak zmęczona i zziębnięta, że właściwie przychylam się do tego, co kiedyś miała napisane na blogu Bożena: nie powinno się żyć codziennie. A tu się jednak żyje, i to intensywnie, i nawet szczęśliwie.
 
 Po raz pierwszy w życiu byliśmy na szabasowej kolacji, która różniła się od zwykłej tylko tym, że na stole leżały dwie chałki. Cóż, nie bez dumy muszę powiedzieć: katolicy robią o wiele lepszy rosół. A przynajmniej niektórzy, ha!
 
Kiedyś, kiedy podczas rodzinnego obiadu zapytałam moją mamę, co oznaczają litery DL na srebrnej łyżce, którą akurat nabierałam rosół, mama bez mrugnięcia okiem powiedziała: Dawid Lahmann. No tak. Moja cioteczna prababka (której nigdy nie poznałam) po wojnie trafiła do Cieplic, do mieszkania, w którym było kilka łyżek z inicjałem DL (pojęcia nie mam, czy było tam coś jeszcze), potem te łyżki odziedziczyła moja babcia (mama jeszcze dodała: pewnie pan Lahmann wyjeżdżając, zapomniał łyżek! – może nie powinnam tego pisać, ale to bardzo zabawne). Jedną taką karmiono mnie w niemowlęctwie, gdyż istnieje przesąd, że malutkie dziecko trzeba karmić srebrną łyżką. Miałam taki pomysł, żeby poszukać na całym świecie kogoś, kto znał pana DL i dać mu tę „moją” łyżkę, ale dzieło mnie przerosło. Podarowałam więc ją mojej przyjaciółce, której urodziło się dziecko. Tej samej, która teraz zaprosiła mnie na szabas. Wtedy miałam wrażenie, że nie doceniła mojego gestu (jak mały by nie był, chciałam, żeby doceniła), ale po dziesięciu latach, które minęły od tego momentu, uważam, że koło się zamknęło. Ja dałam jej łyżkę, ona nas zaprosiła na (paskudny) rosół w piątek wieczorem i jesteśmy kwita – w takim sensie, że został zachowany przepływ dobrych rzeczy w obie strony.  

 

hildegarda
O mnie hildegarda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości