Miałam kiedyś szczęście uczestniczyć w spotkaniu z Karoliną Lanckorońską. Siedziałam w kącie, popijałam sok z grejpfrutów i przysłuchiwałam się, jak rozmawia ona z moim krewnym o sztuce. Miała prawie sto lat!
Stwórca, na obrazie Dosso Dossiego, który podarowała na Wawel, jest najwspanialszym artystą świata, kolory czerpie z tęczy...
To co mam do powiedzenia o wolności, co dobrze według mnie ilustruje to pojęcie, jest właśnie historią z życia Madame la Comtesse. W czasie wojny była ona zagrożona wywózką do obozu i miała możliwość ucieczki (dzięki koligacjom jej arystokratycznej rodziny, której znajomości sięgały do samego Mussoliniego). Odmówiła - ze względu na poczucie sprwawiedliwości: inni Polacy nie mieli takiej furtki. W Ravensbruck natychmiast prawie trafiła do karceru: przez dwa tygodnie siedziała w kucki, w ciemności i wilgoci. Wielu, nawet silnych ludzi, z takiego doświadczenia wychodziło w stanie kompletnego złamania. Nie ona. Uratował ją jej świat wewnętrzny, jej pasja, miłość. Obrazy. Przypominała sobie bowiem wszystkie piękne malowidła, jakie w życiu widziała, studiowała (była historykiem sztuki). Centymetr po centymetrze, przywoływała kolory i detale. W świecie wewnętrznego bogactwa byla wolna.